Mogę wszystko, nic nie muszę 2014-12-04 - Jestem w szkole, w sprawach biznesowyc­h proszę dzwonić po 15. i komercyjne kontrakty, np. reklamowe, podpisują w ich imieniu rodzice, a na skrzynkach głosowych w telefonach mają nagrane: „Jestem w szkole, w sprawach biznesowyc­h proszę dzwonić po 15”. Zna go 200 mln
Śnieg na krótko zawitał w tym roku, a teraz czuję się, jakby wiosna była wokół mnie. Trochę mrozu, słońce przez szyby daje czadu i trzeba zasłaniać okna bo normalnie przeszkadza. Próbowałam , z Nowym Rokiem , zrobić jakieś postanowienie. Nie zrobiłam. wiem z doświadczenia, że jak już coś postanowię, to stanie się to niemiłym obowiązkiem. Coś podobnie, jak lektury w szkole. Póki nie nazywa się lekturą, książka całkiem dobra, świetnie się czyta. Jak już zadane przez nauczyciela, czuję opór. Głupie to może ale tak mam. Usiadłam przy kawie i pomyślałam tak. - Miło będzie jak uda mi się ćwiczyć, zumbować, z kijkami chodzić, w miarę systematycznie. Nie ma musu, ma być przyjemność. Jedno dobrze wymyśliłam, to gdy w nocy spać nie mogę, ćwiczę brzuszki. Niech chociaż jest z tego jakiś pożytek :) - Cieszę się też, że papierosy nie są już dla mnie tak ważne jak były. Jeszcze dwa tygodnie temu, paliłam paczkę na 3 dni. Dzisiaj już starcza na 4 dni. Wspomagam sie co prawda elektronikiem ale to bardziej po to by w ręku coś trzymać. I może osobom niepalącym wydaje się śmieszne, to dla mnie i tak jest to wielki sukces. To też nie mus, chcę być zdrowsza i jak się uda to będę cholernie się cieszyć. - Przy którymś upiciu łyczka kawy, zaświtało, że i do teściowej częściej trzeba zaglądać. Niby odwiedzam ale , że mieszka na uboczu, rzadziej niż do innych. To też nie jest postanowienie, tak po prostu powinno być bo po pierwsze, jest to mama mojego męża, po drugie, jest dobrą kobietą, po trzecie, lubię teściową :) I to są takie trzy tematy, które najbardzie j tkwią mi w głowie. Sporo drobniejszych, wedle czasu i umiejętności tez zrealizuję. Ale nie muszę, nic na siłę. Po prostu chcę. Jedno nie uda się na pewno. Porządek w folderach na kompie. Pod tym względem nie umiem się jakoś do tego zabrać. I w sumie nie muszę, tylko drażni mnie szukanie , gdy czegoś potrzebuję. Z tym szukaniem to chyba tak od urodzenia mam, jakiś błąd u mnie . Coś nie zaskoczyło, jak powinno :) W sumie całe życie, zawsze czegoś szukam. Już się przyzwyczaiłam ale zegarka, który schowany został kilka lat temu, do dzisiaj nie znalazłam. Brak mi zorganizowania. Spontanicznie coś zrobię i finał. Sporo u mnie działania na spontan. Czasami to dobrze ale bywa, że potem żałuję. Nie potrafię się tego pozbyć. Niektórych cech charakteru nie potrafię zmienić. A może to się nie da, może muszę nauczyć się z tym żyć? Nie wiem.
Nic nie muszę! Teraz Ona mówi: mogę kogoś znaleźć na stałe, jak będę chciała. Na razie nie chcę. Ona czuje się wolna, spokojna. I czuje się dobrze. Mówiąc „chcę” a nie muszę- czujesz się komfortowo. Wiesz czego chcesz. Nie działają na ciebie żadne społeczne wzorce. Masz odwagę mówić czego chcesz i nie przejmujesz
Leżę sobie w hamaku otaczając się pięknem Majorki. Dookoła palmy, morze, cisza, ciepłe słońce. Zajadam się miętowymi lodami, a obok mam torebkę pełną tutejszych mandarynek i pomarańczy. W głowie pustka, odetchnienie, relax, ulga. Przez tydzień nic nie MUSZĘ. Cudowne uczucie, ale jak bardzo ulotne. Wszystko, co dobre szybko przemija...Szkoda... Muszę, muszę. Muszę to, muszę tamto. Słowo zakodowane w głowie od lat dziecięcych, które towarzyszy nam do kresu życia. Musisz kulturalnie się zachować, musisz być grzeczna, musisz zrobić zakupy, musisz skończyć studia, musisz pracować. Musisz, musisz ciągle brzmiące w głowie, w naszych planach. Stop! Ja nic nie muszę! Nienawidzę tego słowa. Drażni mnie, gdy ktoś w ten sposób się do mnie zwraca. Żyjemy w klatce zbudowanej przez miliona oczekiwań ubranych w słowo MUSZĘ. Życie toczy się według określonego scenariusza, które prowadzi do szczęścia, ale w tle ciągle widnieje to słowo. Uzależniamy się od niego, buntujemy, denerwujemy. To muszę niszczy nas od środka, toczymy walkę z sobą. Rozgrywającym jest słowo MUSZĘ, które w większości przypadków nie pochodzi od nas, z naszego pragnienia tylko innych osób. Czy faktycznie jesteś szczęśliwy? Czy żyjesz ze sobą w zgodzie, z własnym JA? Jestem wolną kobietą. Mam swoje prawa, godność i przemyślenia dotyczące życia i świata. Wiem, co dla mnie najlepsze. Znam siebie, swoje zachowanie. Wiem, co da mi szczęście. Więc? Nic nie muszę! Mogę jedynie chcieć! Tak CHCĘ! Takie podejście zmienia nasz tok myślenia. Postrzegamy rzeczy inaczej. Takim nastawieniem dostarczamy sobie motywacji, a także uczymy się wdzięczności. Gotuję obiad, bo mam gdzie gotować, mam z czego, mam dla kogo. Chodzę na na studia ,bo dla wielu osób jest to nieosiągalne, a ja mam możliwość, bo chcę się nauczyć czegoś nowego, chcę poznać nowych ludzi. Chodzę do pracy, ciesze się ,że ją mam, mogę się rozwijać, pozwolić sobie na różne przyjemności. Zauważ, że to, co robisz jest dla Ciebie. Pomyśl, co by się stało, jeśli byś tego nie robił. To tylko Ty czerpiesz z tego zysk. Czyż to nie brzmi lepiej? Chcę, nie muszę i czuję się szczęśliwsza. ŚWIAT STOI OTWOREM. KORZYSTAJ Z NIEGO, UCZ SIĘ NOWYCH RZECZY, ŁAP CHWILE. I NAJWAŻNIEJSZE- BĄDŹ SOBĄ. RÓB TO, CO DAJE CI SZCZĘŚCIE. A ŻYCIE CI SIĘ ODWDZIĘCZY. A Ty musisz, czy chcesz? Jeśli jesteś ciekawa/wy jak było na Majorce zajrzyj tu - klik
На нашем сайте вы можете бесплатно скачать все песни по запросу moge wszystko nic nie musze в формате MP3. У нас вы найдете огромный онлайн архив с треками от лучших исполнителей и групп.
Skip to content Muszę? Nic nie muszę. Nic nie muszę. spotykam się z różnymi narzekaczami. Ta praca mi się […] Ciągle spotykam się z różnymi narzekaczami. Ta praca mi się nie podoba. Mówią. Dzielnica, w której mieszkam jest słaba. Wtórują im następni. Jakby ktoś im kazał żyć takim życiem, a nie innym. Jakby nie mogli się ogarnąć. Nie tak dawno temu nauczyłem się jednej ważnej rzeczy, którą kieruję się teraz w życiu, żeby nie wiem co… Nic nie muszę. A już na pewno nie muszę robić niczego, co mi się nie podoba. Przyznać się kto nie słyszał o piramidzie potrzeb Masłowa… Nie słyszał? To idealny moment do nadrobienia. Założenie jest proste… jest kilka rodzajów potrzeb. Im niżej w piramidzie się one znajdują, tym ważniejsze jest, by człowiek je zaspokoił, tym ważniejsze dla nas samych one są. Bez spełnienia potrzeb z niższej półki, za te z wyższej nie powinniśmy się brać. Więcej tutaj. Do powyższej prawdy ja dołożyłem niedawno od siebie parę groszy… tylko potrzeby pierwszego poziomu są ważne do spełnienia. Tylko potrzeby – nazwijmy je – fizjologiczne, są tymi, które naprawdę musimy zaspokoić. I to nie wszystkie. Ciężko wyobrazić sobie życie bez jedzenia, picia, spania, czy załatwiania potrzeb fizjologicznych. Ciężko też wyobrazić sobie życie bez powietrza. A wszystkie pozostałe potrzeby? Jasne – może i dla części z nas niektóre wydają się ważne. Może i jest nawet kilka, które wydają się jeszcze ważniejsze, aniżeli ważne. Ale wiecie co? Bullshit i tyle. Ważne jest to, bez czego obejść się nie można. Reszta jest mało istotna. Reszta jest ulotna. Reszta jest po prostu naszą zachcianką. Czymś, czego chcemy, a nie czego potrzebujemy. Po co więc przejmować się tym, co niespecjalnie istotne? Co nie jest nam do końca potrzebne do życia? Tym bardziej jeśli jest to w dodatku coś, czego nie chcemy? Dla wszystkich narzekających na swoje życie, mam jedną radę… którą się podzielę, nawet obudzony w środku najmocniejszego snu: nikt Ci nie każe tego robić. Nie podoba się? Rzuć to. Albo zmień. Kto każe komu mieszkać w tym miejscu, a nie innym? Kto każe komu pracować w tej firmie, a nie innej? Kto każe komu spotykać się z tymi konkretnymi ludźmi? Kto każe komu brać udział w wyścigu szczurów? Kto każe komu kupować najdroższy samochód? Nikt. Robisz to wszystko, bo tego chcesz. A jeśli nie chcesz? Jeśli Ci się to nie podoba? To zmień to. Rób to, czego chcesz. Co sprawia Ci radość. Koniec i kropka. Nie narzekaj, tylko zmień. Na co dzień edukujemy i pomagamyZapisz się do listy mailingowej i bądź członkiem społeczności ponad 1000+ subskrybentów zainteresowanych tematami FinTech i marketplace. Nie wysyłamy niechcianych treści. Zawsze też możesz się szybko i bezpiecznie z listy wypisać. 2 komentarze […] Oczywiście, że w dzisiejszych czasach te “dwa życia” przeplatać się mogą nader często. Ale tu jest właśnie pies pogrzebany. Mogą. Nie muszą. Mogą, o ile na to pozwolimy. […] […] Teraz już w końcu i ja to wiem. Ja jestem właśnie taką osobą. Osobą, której codzienna rutyna ciąży. Nawet jeśli związana jest ona z tym, co przecież uwielbiam robić. Jestem osobą, która może publikować coś w momencie gdy tego chce, gdy czuje wenę, natchnienie, gdy ma ochotę to zrobić, gdy sprawia mu to przyjemność. I nie ma co narzucać sobie konkretnych ram czasowych, że dzisiaj MUSI wyjść to, czy tamto. Nic nie musi. Co najwyżej może. […] Comments are closed. StrategiaGo-to-market strategy, strategie biznesowe, IT, marketingowe, płatnościowe MarketingRegulacjeConsulting, doradztwo i wdrożenie. Od krajowych i międzynarodowych regulacji, po standardy i zalecenia branżowe. Software development Pomagamy firmom z FinTech i marketplaceButikowa firma consultingowa wyspecjalizowana w branżach FinTech i marketplace. Pomaga budować produkty, które zmieniają świat handlu i finansów na całym świecie. Założona w 2019 r. przez Karola Zielinskiego. © Copyright 2019 - 2022 | All Rights Reserved | Powered by Zielinski & co Page load link Polski Go to Top Nic nie muszę, wszystko mogę O co-housingu senioralnym w Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie opowiadają: Margaret (70 lat), inicjatorka, mieszkanka David (74 lat), mieszkaniec Może i nie jesteśmy wielką szczęśliwą rodziną, ale coś nas łączy. MOTYWACJA David: Kiedy w 2010 roku w końcu poszedłem na tę emeryturę, spojrzałem TRANSKRYPCJA: Ilekroć słyszę, że mogę wszystko tylekroć gdzieś z tyłu głowy zapala mi się czerwona lampka wątpliwości: „Really? Mogę wszystko?” „Naprawdę mogę osiągnąć wszystko o czymkolwiek bym nie pomyślał? No to zróbmy eksperyment: chciałbym zostać światowej sławy baletmistrzem. Takim, którego zwiewny taniec porywa tłumy, zapiera dech w piersiach i dla widzów jest przeżyciem mistycznym! Obiecuję, że będę długo i wytrwale ćwiczył. Kupię sobie baletki i jedwabny trykot. Wezmę prywatne lekcje u najlepszych, będę studiował aerodynamikę baletowych ruchów i teorię rytmiki… Włożę w to olbrzymi i konsekwentny wysiłek… I co? Jak myślisz? Uda mi się?. Odpowiedź wydaje się oczywista – otóż nie uda mi się zostać światowej sławy baletmistrzem nie tylko dlatego, że osobiście nie znoszę tańczyć. Również nie dlatego, że brakuje mi predyspozycji psychicznych i fizycznych do tego, by to zamierzenie zrealizować. Przyczyną dla której szanse na zrealizowanie tego zamierzenia są bliskie zeru jest głównie to, że nie wszystkim wszystko się może udać. Jeśli nie wierzysz – sięgnij do statystyk. Otóż nie wszyscy zostają milionerami, gwiazdorami kina, czy miss świata. Komuś i owszem to się może udać i są tacy, którym się to udaje. Jednak wraz z pojawiającym się w przestrzeni szczęśliwcem musi siłą rzeczy pojawić się cała masa tych, którym się nie udaje. Zwycięzca jest zwycięzcą między innymi dlatego, że wokół niego jest cała masa przegranych. Spróbuję wytłumaczyć ten mechanizm posługując się prostym przykładem. Otóż kiedy jeszcze bylem dziennikarzem, jedne z moich nauczycieli, przedstawiciel starej dziennikarskiej i już nieistniejącej szkoły opowiadał mi o pewnej hiszpańskojęzycznej gazecie, która w całej swojej historii nie zorganizowała na swoich łamach ani jednego konkursu dla czytelników. Kiedy zapytano redaktora naczelnego, z czego wynika taka a nie inna redakcyjna polityka odparł, że każdy konkurs tak naprawdę przynosi więcej złego niż dobrego. Otóż, kiedy w prasowym konkursie ogłoszonym w gazecie czytanej przez sto tysięcy czytelników można wygrać ekspres do kawy, to w finale tegoż konkursu otrzymujemy jednego zadowolonego obdarowanego ekspresem czytelnika i dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięciuset dziewięćdziesięciu dziewięciu rozczarowanych. Każdy zwycięzca generuje przegranych. Na tym polega życie. A to z kolei oznacza, że nie wszyscy mogą wszystko. I owszem wszyscy mają potencjał osiągnięcia wszystkiego, lecz nie wszystkim będzie dane z tego potencjału skorzystać. Ale przyjrzyjmy się innemu implementowanemu nam przekonaniu – mówi ono, że jeśli stworzymy biznes z odpowiednią wizją, talentem, samozaparciem i konsekwencją to osiągnięcie sukcesu prędzej czy później tak czy siak nastąpi. Że stosując odpowiednie techniki zarządzania, kompletując kompetentny zespół w efekcie otrzyma się nagrodę pod postacią świetnych wyników. Jednak – na co zwraca uwagę Kahneman – „porównywanie spółek lepiej i gorzej sobie radzących to w znacznej mierze porównywanie spółek, którym się bardziej lub mniej poszczęściło.” Istnieje bowiem czynnik ślepego trafu, odpowiednio skonfigurowanych szans i okazji oraz przepotężna siła zbiegu okoliczności, które wszystkie razem są tak samo decydujące, jak talent, umiejętności i wizjonerski pomysł. Jednym się udaje innym nie. Jedni osiągają „wszystko”, a drudzy niestety nie. Ale jest jeszcze jeden czynnik, który stawia pod znakiem zapytania prawdziwość obietnicy, karzącej nam wierzyć w to że osiągniemy cokolwiek sobie wymarzymy. Otóż istnieje jeszcze pozycja startowa. Stan zastany. Poziom, czy miejsce w życiu i świecie z którego do tego obiecanego „możesz wszystko” startujemy. Nie wszyscy mamy dokładnie taki sam układ szans i możliwości na początku drogi. I sięgnę tutaj wyłącznie do jednego przykładu – otóż miałem okazję kiedyś pobyć przez chwilę w szpitalnym oddziale onkologii dziecięcej. I powiem ci jedno – kiedy widzisz kilkuletniego dzieciaka z ogoloną głową, który po dializie jest tak słaby, że nie jest w stanie samodzielnie wdrapać się na inwalidzki wózek to ostatnią rzeczą, która przyjdzie ci do głowy jest przekonanie, że wszyscy w życiu mogą wszystko! Bo dzielą nas nie tylko talent i predyspozycje, nie tylko życiowe szczęście i otwierające się przez nami okazje, ale też właśnie możliwości. Życie nie jest sprawiedliwe – możliwości nie są równe, nigdy nie były i nigdy też nie będą. Co zatem zrobić? Co począć z tak fatalnym, jak by się mogło wydawać założeniem. Otóż najgorsze co możesz zrobić to nie robienie niczego. To poddanie się jakże bezpiecznemu dla naszego ego wytłumaczeniu, że przecież nie ma po co się starać, bo i tak śmietankę życiowego tortu zgarnie jeden zwycięzca otoczony potężnym wianuszkiem przegranych. Wówczas popełniasz dokładnie taki sam błąd, jak wtedy kiedy wierzysz tym wszystkim scenicznym motywatorom przekonującym że możesz osiągnąć sukces w balecie. Tyle, że teraz ten błąd jest w drugą stronę. Z jednej skrajności wpadasz w drugą. Z ekscytującego napompowania motywacji sukcesu wpadasz w usypiającą apatyczną stagnację, karmioną nieustannym przekonującym wytłumaczeniem, że i tak nic się nie może udać. I wielu ludzi idzie tą drogą. I czynią w ten sposób sobie taką samą krzywdę, jaką czynią sobie mamiąc się mrzonkami o nieskończonych możliwościach, wizją bogactwa, sławy, popularności i innych iluzji. Rezygnują z robienia czegokolwiek, przez co sami sobą podtrzymują istnienie tego dualnego oszukańczego systemu, na którego jednym biegunie jest obietnica zwycięstwa, a na drugim gorycz przegranej. Każde ekstremum jest zawsze złe. Niezależnie od tego z której jego strony stoisz, po której się opowiadasz i w jaki ekstremizm wierzysz. Bo życie, nasze życie tak naprawdę w 99% przebiega pośrodku. Pomiędzy tymi dwoma skrajnościami. A pośrodku istnieje pewien rodzaj kompromisu, który zawieramy z naszym własnym życiem. W tym kompromisie nie wierzymy ani w to, że możemy wszystko, ani też w to, że nie możemy nic. Nie mamimy swego mózgu obietnicami wziętymi z kosmosu, których spełnienie graniczy z cudem, ale też nie poddajemy się nurzając w wegetatywnym nicnierobieniu. Nie wierzymy krzykaczom obiecującym świecidełka, ale też nie wierzymy tym z naszych znajomych, którzy, chcąc usprawiedliwić własną niemoc, nas również do takiej niemocy usiłują przekonać. Bo statystycznie niskie prawdopodobieństwo zarobienia milionów nie oznacza wcale, że nie możesz zarabiać więcej niż teraz. Nikła szansa na to, że zwiążesz się z miss czy misterem świata nie oznacza, że nie możesz znaleźć świetnego, kochającego partnera, z którym spędzisz satysfakcjonujące, pełne przyjaźni i wsparcia życie. To, że raczej nie zostaniesz astronautą podbijającym przestrzeń kosmiczną w poszukiwaniu nowych planet i kosmitów, nie oznacza, że nie możesz w życiu wykonywać satysfakcjonującej pracy, którą po prostu lubisz. Bo wbrew pozorom, możemy naprawdę wiele, a mówiąc precyzyjnie: zazwyczaj możemy dokładnie tyle ile jest nam potrzebne by znacznie polepszyć swój los. Bo ile tak naprawdę potrzebujesz samochodów? Siedem, dwadzieścia, a może pięćdziesiąt? A ile mieszkań i willi z basenem? Na pewno trzy czy pięć? Masz może zdolność bilokacji, by móc w jednym czasie korzystać w tych wszystkich aut i apartamentów? A ile potrzebujesz jedzenia? Na pewno codziennie rano musisz jeść jajecznicę z truflami, a co wieczór homara? Wbrew pozorom to nie my potrzebujemy tych wszystkich rzeczy, a wyłącznie nasze ego. My tak naprawdę do spełnionego życia nie potrzebujemy aż tak wiele jak nam się wmawia. Oczywiście w posiadaniu nie ma niczego złego – rozumny milioner tworzy miejsca pracy i sprawia, że iluś ludzi żyje dzięki jego sprytowi, szczęściu i pracy. Jednak ten sam milioner zarabiający wyłącznie dla samego zarabiania jedynie trwoni swój potencjał. Nie ma w tym wówczas niczego dobrego. Podobnie jak niczego dobrego nie ma w biedzie. Bycie biednym nie jest godne naszego człowieczeństwa, naszych potrzeb oraz możliwości niesienia pomocy innym. Pamiętasz co mówiłem o skrajnościach – są po prostu złe, niezależnie od tego po której ze stron się sami lokujemy. I tak samo złe i nieproduktywne jest postrzeganie świata jedynie za pomocą tych skrajności. Kiedy dasz sobie wmówić że możesz wszystko i niestety jak większość, tego wszystkiego jednak nie osiągniesz, to będziesz się czuł zawiedziony, oszukany i potraktowany niesprawiedliwie przez życie. Kiedy zaś uznasz, że nie możesz niczego, bo cokolwiek byś nie zrobił to i tak nie polepszysz swego losu, bo jak mówi Franklin właśnie dołączyłeś do tych, którzy umierają w wieku dwudziestu pięciu lat ale czekają z pochówkiem aż do siedemdziesiątki. Kiedy dawniej pracowałem z ludźmi chcącymi zrzucić kilogramy nigdy im nie tworzyłem wizji pięknej wysportowanej sylwetki, czy wyglądu misss uniwersum. Mówiłem jedynie, że już kilka kilogramów mniej zazwyczaj wystarcza by się lepiej poczuć. Ale by te kilka kilo można było zrzucić, trzeba zacząć od zrzucenia stu gram. Zaś żeby to było możliwe trzeba przestawić w swojej własnej głowie sposób myślenia i widzenia siebie w świecie. Zamiast więc myśleć kim możesz, czy kim nie będziesz w stanie stać się za dziesięć lat, pomyśl co możesz zrobić właśnie teraz? Jaka zmiana jest w twoim zasięgu w ciągu dzisiejszego dnia. Tu i teraz. Właśnie w tej chwili. Kiedy się nad tym głębiej zastanowić okaże się, że zawsze coś można zmienić. I zazwyczaj ta mała zmiana nie wymaga od nas jakiegoś niebotycznego wysiłku. Żeby przenieść górę trzeba nie lada siły, ale usunięcie z drogi przed nami jednego przeszkadzającego nam kamienia, czasem wymaga dużo mniej siły niż można byłoby się spodziewać. I od razu wygodniej się idzie. Znam ludzi, którzy w ten sposób, kamyk po kamieniu dokonywali istotnych zmian w sowim życiu. Udawało im się nie dlatego, że wierzyli iż mogą wszystko ale dlatego że podejmowali próby zrobienia czegokolwiek. W efekcie nie otrzymywali sławy, bogactwa czy innych precjozów. Jednak sprawiali, że zaczynało im się po prostu lepiej żyć. A czyż już samo to nie jest warte zachodu? Ja tymczasem rozważę jeszcze raz swoje zainteresowanie baletem! Pozdrawiam Taki z napisem „Nic nie muszę wszystko mogę” nada się idealnie, dodatkowe działanie motywacyjne gratis ! Nasze produkty wykonujemy z najwyższej jakości polskiej porcelany. Napisy malujemy ręcznie, dlatego mogą wystąpić drobne różnice, które sprawiają jednocześnie, że produkt który otrzymasz jest unikatowy. Dzisiaj post odpowiedź na konkretną prośbę. Nawet nie myślałam że to dość powszechny problem, ale pytania o brak stapiania zaczęły się powtarzać, ostatnio nawet trzykrotnie. Pomijając kwestie kolorystyczne, zwykle chodzi Wam o to, że podkład nie daje efektu drugiej skóry, ale tworzy swoistą powłoczkę. Od tego już niedaleko do warzenia się, ścierania, migrowania i tworzenia plam Dlaczego podkład może nie stapiać się ze skórą? Chyba dobrze jest to wytłumaczyć na przykładzie nosa, z którego podkład łatwo zetrzeć. Właśnie na nosie, często znajduje się warstewka suchego, gładkiego i ściągniętego naskórka. Być może parę z Was kojarzy taką skórę- często błyszczącą ale właśnie suchą, na której podkład osiada, ale niesamowicie łatwo znika do dosłownie nie ma się czego złapać. Z resztą twarzy jest podobnie ale też trochę inaczej. Podkład np. w policzki nie będzie wtapiał się ze względu na taką samą warstwę suchego naskórka, która stanowi swego rodzaju barierę, na której podkład osiada. Lepiej radzą sobie z tym podkłady nawilżające, które mogą ją lekko zmiękczyć, ale wiele innych typów będzie na niej po prostu osiadać. To jak najbardziej normalne. Jednak właśnie wtedy obserwujemy specyficzny efekt, swoistą 'maskę' która tworzy się na powierzchni skóry w formie 'skorupki'. Podkład nie musi być kryjący ani grubo nałożony aby taką stworzyć, wystarczy sucha lub przesuszona miejscami skóra mieszana. Jeśli skóra jest ściągnięta, szorstka, ale w strefie T lubi się przetłuszczać, podkład nie tylko nie wtopi się, ale może migrować, warzyć się i skupiać w obrębie najbardziej wysuszonych placków skóry tworząc plamy. Właśnie suchej i mieszanej skóry ten problem dotyczy najczęściej. Często policzków, dla mnie takim rejonem było jest jednak dość proste i mamy tutaj parę opcji. Pomoże pielęgnacja i najpierw zdecydowanie musimy zająć się skórą a potem poszukiwaniami idealnego podkładu lub powrotem do ulubionego:). Ponieważ winny jest suchy naskórek, łatwo zrobić eksperyment, który pokaże nam, czy problem faktycznie leży po stronie pielęgnacji: Wykonujemy lekki peeling mechaniczny- może to być masaż z użyciem kremu nawilżającego i ściereczki muślinowej, może być krem z dodatkiem soli lub nawilżający peeling sklepowy. Osobiście polecam Nuxe, Exfoliant Doux Aromatique aux 3 Roses albo ten (klik). Jeśli mamy w domu korund możemy go użyć mieszając z kremem:). Jeśli nasz problem nie jest duży a skóra delikatna, peeling mechaniczny możemy pominąć i zamiast niego oczyścić skórę np białą glinką. Potem przechodzimy do delikatnego peelingu enzymatycznego. Polecam Ziaję (klik) oraz Tołpę (klik). Nakładamy je na około 10 minut. Nakładamy nawilżającą maseczkę- chodzi o to aby maksymalnie nawilżyć i zmiękczyć skórę, dlatego odtwarzamy troszkę system weekendowego domowego spa;). Maseczka oczywiście musi być maseczką nawilżającą, Jeśli nie mamy nic dużego to najlepiej będzie wypróbować tą (klik). Znów Zmywamy, przemywamy skórę tonikiem octowym (przepis) aby przywrócić właściwe pH (szczególnie jeśli wcześniej myłyśmy twarz mydłem) bo to też może mieć znaczenie. Nakładamy nawilżający krem i czekamy chwilę. Na tym etapie powinno udać się nam pozbycie przynajmniej części suchego naskórka i jeśli skóra jest odpowiednio nawilżona, zmiękczona, podkład powinien rozkładać się na niej zupełnie inaczej. Jeśli ten zabieg pomógł tylko w pewnym stopniu, a nawet zmiany w pielęgnacji dają tylko połowiczny efekt, przydatna może okazać się mikrodemabrazja. W codziennej pielęgnacji musimy skupić się na mocniejszym nawilżaniu skóry. Dziewczyny ze skórą mieszaną często zbyt mocno wysuszają ją w trakcie mycia, więc tutaj warto pomyśleć nad czymś delikatniejszym. Nawet jeśli nasza skóra mocno przetłuszcza się w strefie T, suche partie powinnyśmy traktować kremami które troszkę je nawilżą i zmiękczą suche skórki. Jeśli nasze eksperymentalne złuszczanie przyniosło rezultaty, możemy skupiać się na podtrzymaniu ich wykorzystując ten sam sposób co jakiś czas. Co jeszcze może pomóc? Metoda aplikacji- wypróbujcie gąbeczki np Real Techniqies zmoczonej np tonikiem jeśli Wasza skóra wymaga większego nawilżenia. Zmiana typu podkładu- pisałyście: 'próbowałam już tylu podkładów'. Ale może wiele z nich było do siebie bardzo podobnych. Być może bardziej nawilżająca formuła + matujący puder lepiej się sprawdzi. Dlaczego podkład się warzy? Warzenie się podkładu zależy od właściwości skóry, produktu oraz ewentualnie kremu jaki pod niego nakładamy. Tutaj winne jest sebum jakie produkuje nasza skóra oraz to, jak zareaguje na jego pojawienie się podkład. To właśnie za jego prawą podkłady migrują, podkreślając pory lub osadzają się na plackach suchej skóry tworząc plamy. Dlatego skuteczne okazują się chusteczki matujące, które pochłaniają nadmiar sebum, tylko minimalnie ściągając podkład. Niestety nie ma jednej zasady, która pomogła rozpoznać podkład który będzie się warzył już po składzie. często bowiem to mieszanki silikonów, wosków, olejków, emolientów, polimerów i emulgatorów. Warto za to szukać substancji matujących czyli np krzemionki (Silica). Rozwiązaniem mogą być też podkłady, które lekko podsychają zmieniając trochę formułę. Będą to np: Make-Up Atelier, Waterproof Liquid Make Up, MAC, Pro Longwear Foundation , L’Oreal Paris, Infallible 24h - Matte Foundation. Wpływ kremu jaki nakładamy pod, na warzenie się podkładu również może być różny. Największe znaczenie ma nadal to, czy nasza skóra z czasem wyprodukuje dużo sebum i jak połączy się ono z kremem a następnie z podkładem. Teoretycznie mogłybyśmy powiedzieć że dobrze jest unikać olejków w składzie, ale nie jest to regułą. Skóra na pewno nie powinna być przesuszona, bo wtedy skłaniamy są do natłuszczenia się, czyli produkcji sebum właśnie. Bardzo pomocne mogą okazać się też pudry matujące, które w jakimś stopniu na bieżąco będą utrzymywać podkład w miejscu:). Mam nadzieję że ta notka jakoś dopowiedziała na Wasze pytania i pytanie anonimka, które wczoraj pozwoliłam sobie pominąć:) Spotkałyście się kiedyś z podobnymi problemami? Jak jest u Was? Co pomogło? Piszcie a ja zabieram się za film o konturowaniu, tym razem z koleżanką! Buziaki Ala Chcemy myśleć, że w swoim życiu możemy wszystko i nic nas nie ogranicza – możemy wszystko i jesteśmy bezgranicznie wolni ale… tylko i wyłącznie w swojej głowie… „Wolność jest w nas” i tylko w nas, a poza nami „czynników” ograniczających wolność jest niezliczona liczba – niezależnie od starań nie wygramy z nimi…
Miewasz na pewno dni, w których wszystko układa się po twojej myśli, prawda? Przejeżdżasz przez miasto na zielonym świetle, uśmiechnięty sprzedawca wyciąga spod lady najładniejsze truskawki, w pracy akceptujesz wszystkie ciągnące się miesiącami projekty, a w domu masz porządek i ugotowany obiad. Mam taki czas właśnie teraz! Życie rzuca mi pod stopy najpiękniejsze prezenty. A ja… oddycham pełną piersią, rozkoszuję życiem, smakuję wszystkie przyjemności, pełna zachwytu i wdzięczności, że to mnie właśnie teraz spotyka. Bez rozmyślania, co potem, kiedy to się skończy, dlaczego tak. Wręcz odwrotnie, wiem, że zasłużyłam i korzystam, dopóki mogę! DOCENIAM! Dziś kończę 36 lat i nigdy nie byłam szczęśliwsza. Myślałam o tym wczoraj, siedząc na pomoście na wyludnionej plaży w Rzucewie. Wiele lat temu, gdy byłam zwariowaną nastolatką z wielkimi marzeniami w głowie, miałam nadzieję, że jak będę dorosła, będę właśnie w tym miejscu, w którym jestem teraz. Wbrew temu, co planowałam – a planowałam przecież być wielką aktorką lub reżyserem (!) – wiedziałam, że największe szczęście da mi szczęśliwa miłość i świadomość, że nikomu nie wyrządziłam krzywdy. I chciałam mieć tyle pieniędzy, żeby mi nie zazdroszczono, ale by starczało mi na wszystko, co mi do świętego spokoju potrzebne. I dziś ten plan się spełnił. Mam wokół siebie ukochanych ludzi, dla których jestem całym światem – i którzy są całym światem dla mnie. Podróżuję, spełniam marzenia, nie zostawiając trupów po drodze. Co więcej, mogę nie pójść do pracy i zamiast tego leżeć na plaży, gdy jest upał. Mogę przytulać się do woli z ukochanymi dziećmi, zamówić obiad z restauracji, gdy nie mam siły gotować. Mogę żyć i pracować, bo lubię, a nie tylko musieć pracować, by żyć. Usłyszałam wczoraj nową piosenkę Nosowskiej w radio i ona tak bardzo, bardzo pasuje do mnie z teraz! „Życzymy sobie i wam, by nas było stać na święty spokój, szczęścia ile się da, miłości w bród i mądrych ludzi wokół”… Nie potrzebuję żadnych fajerwerków, żadnych gwiazdek z nieba, zwrotów akcji i wspaniałych niespodzianek. Najlepiej, by tak właśnie, jak dziś, zostało już na zawsze! Od wielu lat, zamiast listy prezentów, w okolicach urodzin układam w głowie list dziękczynny – do mojego życia. Tak wiele mam: pięcioro zdrowych, dobrych dzieci, wspaniałą rodzinę, kochanego męża, satysfakcjonującą pracę, zdrowie, podróże, ukochany dom. A ostatnio… Rok 2018 był ze wszech miar graniczny dla naszej rodziny. Widziałam niesprawiedliwą śmierć i bezdenną rozpacz, czułam potworną bezradność i obezwładniający żal, gdy nic nie mogłam pomóc. Zaraz później strach o finansową przyszłość całej rodziny. Praca w pocie czoła, setki godzin bezsennych nocy, w których prześladowały mnie wszelkie kataklizmy, potwory, tylko czyhające na nasze potknięcie. Był czas, gdy włosy wychodziły mi garściami i organizm buntował się przeciw stresowi. Ale to już za nami. Jedną naukę wyniosłam z tamtych strasznych dni – trzeba żyć, tu i teraz, nie odkładając niczego na później. Korzystać z tego, co życie przynosi i rozkoszować się każdą maleńką, dobrą rzeczą, doceniać najprostsze przyjemności, widzieć piękno w skrawku – a nie w całokształcie. Dziś to nastawienie procentuje, albo tylko tak mi się wydaje. Wychodzę do świata zaangażowana, pełna energii, ufności i nadziei licząc, że odwdzięczy mi się tym samym. Przechodzę nad ludzkimi słabościami, nie jestem małostkowa, nie rozpamiętuję, nie zazdroszczę i spodziewam się być traktowana tak samo – jak człowiek, pełen wad, ale z sercem na dłoni. I jestem miła – to bardzo ważne – dla wszystkich. W ten sposób, najprostszy sposób, można uczynić czyjś dzień trochę ładniejszym. A to nic nie kosztuje! Mam wrażenie, że z biegiem lat praktycznie nic się nie zmieniłam. Nadal jestem zwariowaną gadułą w gorącej wodzie kąpaną, często zachowuję się jak beztroska nastolatka.. no i co? Wiem, że to nie wiek stanowi o tym, co komu przystoi – ale wyczucie sytuacji. Czasem beczę ze złości jak pięciolatka, by za chwilę być odpowiedzialną mamą. Takie jest życie, tacy są ludzie – zbudowani z emocji, których nie można powstrzymywać, bo, gromadzone, kiedyś wyleją falą nie do powstrzymania… Wolę też być sobą, niż wpisać się w kanon kobiety trzydziestosześcioletniej, która nie może ubrać krótkich szortów czy eksponować nieopalonego i zbyt dużego brzucha, bo „co ktoś pomyśli”. Olać to! Czuję się piękna tak, jak wyglądam, ze wszystkimi niedoskonałościami, bo po prostu taka jestem i nie chcę się zmieniać w imię cudzego ideału. Po wielu latach odkryłam bowiem prawdę: nie spodobam się wszystkim. I przecież – w gruncie rzeczy – nigdy mi na tym mi zależało! To jedno właśnie się we mnie zmieniło. Im jestem starsza, tym pewniejsza siebie. Znam swoją wartość, wartość mojej pracy i cenę mojego czasu. Co nie znaczy, że zawsze przeliczam to na pieniądze, ale – wyciągam z niego emocje, choćby satysfakcję i radość z udzielonej pomocy. Czerpię z życia pełnymi garściami i każdą chwilę celebruję tak, jak na to zasługuje. Staram się nie pędzić, nie skupiać na pogoni za króliczkiem, który zawsze niby jest już o krok, a rzeczywistości – zawsze poza naszym zasięgiem. Życie jest zbyt piękne, bym miała je na pogoń zmarnować. Zbyt dobre, miało tak szybko przeminąć. Dzisiaj wiem, że nic nie muszę, a wszystko mogę, jeśli tylko chcę. Warto było czekać na tą świadomość 36 lat! PS Cudowne, codzienne, niesztampowe fotki zrobił nam najlepszy Rafał – <3
1vFw.
  • b79o6jm82k.pages.dev/393
  • b79o6jm82k.pages.dev/149
  • b79o6jm82k.pages.dev/101
  • b79o6jm82k.pages.dev/291
  • b79o6jm82k.pages.dev/139
  • b79o6jm82k.pages.dev/232
  • b79o6jm82k.pages.dev/46
  • b79o6jm82k.pages.dev/58
  • b79o6jm82k.pages.dev/250
  • mogę wszystko nic nie muszę podkład